poniedziałek, 20 czerwca 2011

fear & doubts

W ogóle do mnie nie dociera, że za miesiąc będę już gdzie indziej. Że tyle rzeczy, które teraz robię, jest ostatnimi.
Przypominałam sobie ostatnio mój pobyt w Indiach dwa lata temu. Tam wszystko jest zupełnie, zupełnie inne, tak różne od tego, co teraz jest dla mnie codziennością, a jednocześnie tak bardzo mi bliskie. Bardzo chcę tam wrócić, naprawdę, ale jednocześnie strasznie się boję. Stale próbuję dokopać się do mojego wnętrza i zobaczyć co właściwie czuję w związku z wyjazdem, i jak na razie to jest jedyne co widzę - strach. I to, co jest w tym najdziwniejsze, to to, że nawet nowa szkoła, ludzie, mój beznadziejny angielski, to, że jestem biała i z gruntu "obca", nie przeraża mnie tak bardzo jak fakt, że będę tęsknić.
Wiem, że będę. I to jest najgorsze, bo nawet nie mogę się łudzić, że będzie inaczej, a myśl o tym mnie paraliżuje i wszystko co czułam do Indii blaknie. Zostawiam tu przyjaciół, którzy są teraz dla mnie ogromnie ważni, rodzinę, bez której naprawdę nie wiem jak sobie poradzę i osobę na której mi zależy i której nie chcę stracić (haha, jakby to było ważne co ja chcę, i tak mam już za dużo.. Ty rozpieszczony bachorze)
Tak naprawdę nie wiem, czy kiedy wrócę cokolwiek będzie tak samo. Ja na pewno się zmienię, a czekanie na mnie może być męczące. Szczerze mówiąc przygotowuję się na to, że to jest koniec. Wolę myśleć w ten sposób, niż potem się rozczarować.

Ci którzy pragną zrobić kolejny krok, a przy tym zachować resztki dawnego życia kończą stłamszeni przez własną przeszłość.
Paulo Coelho

(nie jestem jego fanką, ale z tym akurat zdaniem wybitnie się zgadzam, a może wcale nie - to się dopiero okaże, w każdym razie tak właśnie czuję na chwilę obecną)

Dziwne.
Wszystko jest dziwne.
Wiza, bilet, szkoła, szczepienia... załatwiam to ale trochę mechanicznie, jakby bez świadomości, że pod tym naprawdę się coś kryje. Krótko mówiąc, nie dociera do mnie fakt, że wyjeżdżam; wiem to teoretycznie, ale jakby nie zdaję sobie z tego sprawy. Czytam cały czas blogi z wymian innych osób i widzę, że oni wszyscy czuli dokładnie to samo i naprawdę pojechali. A do tego wrócili.

Inny kraj, inny kontynent. Indie są tak strasznie daleko. Im dłużej o tym myślę, tym wyraźniej widzę tę odległość.

Będzie ciężko. To na pewno.
Ale inni też wyjeżdżają, i to jest pocieszające. Nie tylko mi będzie trudno. Trudno będzie całej masie ludzi na całym świecie. Tym, którzy jadą i tym, którzy zostają i muszą na nas czekać.
Czemu właściwie wyjeżdżamy?
Wiele osób to strasznie dziwi.
Dla mnie podróżowanie to sens życia. Kocham poznawać nowych ludzi, nowe kultury, nowe jedzenie :D , inny świat. Nie umiem siedzieć w jednym miejscu, jestem wszystkiego ciekawa, i chcę jak najwięcej przeżyć. A do tego... uwielbiam ryzyko!

I wiecie co?
Jestem naprawdę szczęśliwa. Od czterech lat moją największą pasją są Indie, i zawsze chciałam tam mieszkać. Teraz mam szansę, choć nigdy nie spodziewałabym się, że tak wcześnie ją dostanę. Ale tak właśnie się stało, a ja nie mam zamiaru tego zmarnować!







piątek, 17 czerwca 2011

First.

Egzamin FCE, Zieleniak, Gdańsk Główny i Marianna przekonana o nienagannym poziomie swej umiejętności posługiwania się językiem angielskim.

Do pary (ustne FCE zdaje się w parach) dostałam przemiłą dziewczynę - Karolinę.
Trzy głębokie wdechy, szeroki uśmiech i wchodzimy.
Przywitał nas uroczy Pan Anglik oraz Pani Kontrolująca Przebieg Egzaminu, która siedziała z tyłu i której wręczyłyśmy nasze Answer Sheets.
Najpierw miałyśmy powiedzieć coś o sobie. Karolina wyśpiewała wręcz odpowiedź na pytanie "where are you from?" , prezentując szerokie słownictwo i znajomość imprez kulturalnych w Gdańsku. Ja na pytanie o rodzinę wymruczałam, że mam "two", ale czego "two", tego nie wie nikt (ja też) .
Potem opisywałyśmy obrazki. O, przepraszam, opisywanie to największy błąd jaki można popełnić, tu chodzi o PORÓWNYWANIE.
Tak więc porównywałyśmy obrazki. Mi trafiły się z człowiekiem czytającym w pociągu, i z babcią czytającą wnuczce.
A więc uwaga zaczynam swą wypowiedź:
- yyyyyyyy.... soooo... in both pictures we can see..... people!

Ach, Marianna, cóż za spostrzegawczość! Cóż za porażająca błyskotliwość! Inteligencja! Kasia mówiła, że zagranicą na początku najważniejsza jest właśnie inteligencja. No no, tobie tego nie brakuje moja droga, powalisz wszystkich na kolana!

Później Pan Anglik zadał mi pytanie, czy uważam, że wszystkie państwa powinny inwestować w rozwój turystyki.
Uwaga uwaga, Marianna znowu przemawia!
- Yyy... soo... I think it's quite important thing... yyy... uuu.. eeee.... buuuttt... yyyy.. you know... because of it places become more popular... and more people come ... yyyy... and... for example... ancient buildings... is getting to.. is getting to.. is getting to... [ x 100 ] i don't know how to say it... become... [ w tym momencie widzę jak Pani Kontrolująca zmazuje coś zamaszyście z mojej Answer Sheets i pisze od nowa, prawdopodobnie zmieniając swą ocenę z "good" na "very poor"]
Pan Anglik: ok, thank you
ja: [załamanie]
Kolejne pytanie w moją stronę : wolę podróżować z przewodnikiem czy sama?
Cóż, ta odpowiedź była naprawdę dużo lepsza od poprzednich, a na końcu każde zdanie wdzięcznie podkreślałam wyrażeniem "by my own". Nie istnieje przecież takiego słowo jak alone na przykład, skądże. Anglik ze zrozumieniem kiwał głową.
To samo pytanie powędrowało do Karoliny, która wysłowiła się piękną, literacką angielszczyzną używając wszystkich możliwych synonimów do słowa "samemu" , dodając żarcik, i kończąc zgrabną puentą.

Potem mała dyskusja, prezentacja wyborowego słownictwa mojej koleżanki, uścisk dłoni, moje efektowne potknięcie o własne sznurowadło i koniec ustnej części FCE.

Szybko zebrałam rzeczy i uciekłam; słysząc jeszcze jak Karolina mówi "najgorzej jest, kiedy się zacinasz, i nie wiesz, co powiedzieć... "

Pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła po wyjściu stamtąd: "Dziecino droga, oszalałaś? czy mi się wydaje, czy ty się pchasz do najlepszego collegu w Bombaju? a przepraszam, w jakim języku ty masz się tam zamiar porozumiewać? przypomnij raz jeszcze? ach, po angielsku. no tak. twój angielski jest przecież wyśmienity, co właśnie przed chwilą udowodniłaś!"

Szczerze powiedziawszy nieco się załamałam.
Oczami wyobraźni widziałam już mój pierwszy dzień w szkole.
Nowa dziewczyna, biała jak śnieg, blondynka, na pewno nam opowie coś ciekawego o dalekim egzotycznym kraju z którego przybyła! Hej, nowa dziewczyno, co nam powiesz?
Nic nie powiem, bo nie umiem.
Albo lekcja filozofii.
Uśmiechnięta nauczycielka w sari pyta: "A może nowa koleżanka nam powie co sądzi o filozofii krytycznej Immanuela Kanta?"
A nowa koleżanka uśmiechnie się tylko głupio, mamrocząc pod nosem: "ekskjuz mi, kud ju ripit?"

Już widzę te pełne pożałowania spojrzenia, pytania wymalowane na twarzy wszystkich wokół: "co ty tu do cholery robisz?"

Wsiadłam do tramwaju i zadzwoniłam do mamy. Wściekła jak osa. Coś tam krzyczałam, gdy nagle starszy pan przede mną, który dotąd patrzył tylko na mnie z przerażeniem odezwał się: "niech pani powie mamie, że pozdrawia ją dziadek z dalekich stron!"
- Mamo, pozdrawia cię dziadek z dalekich stron.
- Co? Jaki dziadek? Już nie płaczesz? Marianna, ja nic nie słyszę, nie życzę sobie takiego tonu, kończę, KOŃCZĘ, PA.
Wściekła wbiłam wzrok w okno.
Dziadek z Dalekich Stron patrzył na mnie ze współczuciem.
- To.. tego nie da się poprawić?
- Niestety, nie.
- Ojej. Niech pani się nie martwi. Jaka z pani śliczna dziecina! Proszę się nie złościć. Proszę zawierzyć sprawy Najwyższemu.


No cóż, zawierzam sprawy najwyższemu Uniwersytetowi w Cambridge, wyniki za miesiąc (dokładnie tydzień przed moim wylotem).