piątek, 17 czerwca 2011

First.

Egzamin FCE, Zieleniak, Gdańsk Główny i Marianna przekonana o nienagannym poziomie swej umiejętności posługiwania się językiem angielskim.

Do pary (ustne FCE zdaje się w parach) dostałam przemiłą dziewczynę - Karolinę.
Trzy głębokie wdechy, szeroki uśmiech i wchodzimy.
Przywitał nas uroczy Pan Anglik oraz Pani Kontrolująca Przebieg Egzaminu, która siedziała z tyłu i której wręczyłyśmy nasze Answer Sheets.
Najpierw miałyśmy powiedzieć coś o sobie. Karolina wyśpiewała wręcz odpowiedź na pytanie "where are you from?" , prezentując szerokie słownictwo i znajomość imprez kulturalnych w Gdańsku. Ja na pytanie o rodzinę wymruczałam, że mam "two", ale czego "two", tego nie wie nikt (ja też) .
Potem opisywałyśmy obrazki. O, przepraszam, opisywanie to największy błąd jaki można popełnić, tu chodzi o PORÓWNYWANIE.
Tak więc porównywałyśmy obrazki. Mi trafiły się z człowiekiem czytającym w pociągu, i z babcią czytającą wnuczce.
A więc uwaga zaczynam swą wypowiedź:
- yyyyyyyy.... soooo... in both pictures we can see..... people!

Ach, Marianna, cóż za spostrzegawczość! Cóż za porażająca błyskotliwość! Inteligencja! Kasia mówiła, że zagranicą na początku najważniejsza jest właśnie inteligencja. No no, tobie tego nie brakuje moja droga, powalisz wszystkich na kolana!

Później Pan Anglik zadał mi pytanie, czy uważam, że wszystkie państwa powinny inwestować w rozwój turystyki.
Uwaga uwaga, Marianna znowu przemawia!
- Yyy... soo... I think it's quite important thing... yyy... uuu.. eeee.... buuuttt... yyyy.. you know... because of it places become more popular... and more people come ... yyyy... and... for example... ancient buildings... is getting to.. is getting to.. is getting to... [ x 100 ] i don't know how to say it... become... [ w tym momencie widzę jak Pani Kontrolująca zmazuje coś zamaszyście z mojej Answer Sheets i pisze od nowa, prawdopodobnie zmieniając swą ocenę z "good" na "very poor"]
Pan Anglik: ok, thank you
ja: [załamanie]
Kolejne pytanie w moją stronę : wolę podróżować z przewodnikiem czy sama?
Cóż, ta odpowiedź była naprawdę dużo lepsza od poprzednich, a na końcu każde zdanie wdzięcznie podkreślałam wyrażeniem "by my own". Nie istnieje przecież takiego słowo jak alone na przykład, skądże. Anglik ze zrozumieniem kiwał głową.
To samo pytanie powędrowało do Karoliny, która wysłowiła się piękną, literacką angielszczyzną używając wszystkich możliwych synonimów do słowa "samemu" , dodając żarcik, i kończąc zgrabną puentą.

Potem mała dyskusja, prezentacja wyborowego słownictwa mojej koleżanki, uścisk dłoni, moje efektowne potknięcie o własne sznurowadło i koniec ustnej części FCE.

Szybko zebrałam rzeczy i uciekłam; słysząc jeszcze jak Karolina mówi "najgorzej jest, kiedy się zacinasz, i nie wiesz, co powiedzieć... "

Pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła po wyjściu stamtąd: "Dziecino droga, oszalałaś? czy mi się wydaje, czy ty się pchasz do najlepszego collegu w Bombaju? a przepraszam, w jakim języku ty masz się tam zamiar porozumiewać? przypomnij raz jeszcze? ach, po angielsku. no tak. twój angielski jest przecież wyśmienity, co właśnie przed chwilą udowodniłaś!"

Szczerze powiedziawszy nieco się załamałam.
Oczami wyobraźni widziałam już mój pierwszy dzień w szkole.
Nowa dziewczyna, biała jak śnieg, blondynka, na pewno nam opowie coś ciekawego o dalekim egzotycznym kraju z którego przybyła! Hej, nowa dziewczyno, co nam powiesz?
Nic nie powiem, bo nie umiem.
Albo lekcja filozofii.
Uśmiechnięta nauczycielka w sari pyta: "A może nowa koleżanka nam powie co sądzi o filozofii krytycznej Immanuela Kanta?"
A nowa koleżanka uśmiechnie się tylko głupio, mamrocząc pod nosem: "ekskjuz mi, kud ju ripit?"

Już widzę te pełne pożałowania spojrzenia, pytania wymalowane na twarzy wszystkich wokół: "co ty tu do cholery robisz?"

Wsiadłam do tramwaju i zadzwoniłam do mamy. Wściekła jak osa. Coś tam krzyczałam, gdy nagle starszy pan przede mną, który dotąd patrzył tylko na mnie z przerażeniem odezwał się: "niech pani powie mamie, że pozdrawia ją dziadek z dalekich stron!"
- Mamo, pozdrawia cię dziadek z dalekich stron.
- Co? Jaki dziadek? Już nie płaczesz? Marianna, ja nic nie słyszę, nie życzę sobie takiego tonu, kończę, KOŃCZĘ, PA.
Wściekła wbiłam wzrok w okno.
Dziadek z Dalekich Stron patrzył na mnie ze współczuciem.
- To.. tego nie da się poprawić?
- Niestety, nie.
- Ojej. Niech pani się nie martwi. Jaka z pani śliczna dziecina! Proszę się nie złościć. Proszę zawierzyć sprawy Najwyższemu.


No cóż, zawierzam sprawy najwyższemu Uniwersytetowi w Cambridge, wyniki za miesiąc (dokładnie tydzień przed moim wylotem).







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz