niedziela, 2 października 2011

trochę dużo zdjęć


9 nocy.

Powiedzenie, że w Indiach każdego dnia jest święto, okazało się prawdziwe.

Ledwo skończyliśmy obchodzić tygodniowe Ganpati, już rozpoczęło się Navaratri, poświęcone Durdze, Lakshmi i Saraswati, które tak naprawdę są aspektami jednej Bogini.

Pierwsze trzy to dni Durgi, która reprezentuje zniszczenie wszystkich negatywnych tendencji w umyśle, które są przeszkodami na drodze do Oświecenia. Następnie ludzie oczyszczają swoje umysły, tak, by stały się spokojne i skupione, gotowe na rozwinięcie pozytywnych właściwości – osiąga się to poprzez czczenie bogini Lakshmi, ostatnie trzy dni należą do Saraswati, symbolu wewnętrznej mądrości.

Nieodłączną częścią tego święta, które jest jednym z najważniejszych w hinduizmie, są tańce – garba, dandiya (na filmiku), i kilka innych, wszystkie coś symbolizują, Dandiya np. mitologiczną walkę Bogini z Mahishasurą (demonem).

Ale z pewnością dla większości jest to tylko i wyłącznie okazja do radosnego hasania z kijkami w rękach.

Nie jest to puste stwierdzenie. Ich brak wewnętrznego zaangażowania we własną kulturę czasami naprawdę mnie przeraża. Wiele rzeczy traktują ‘po wierzchu’, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co robią i jaki to ma sens. Właśnie jestem w trakcie czytania książki „Hindu culture”, którą dostałam od znajomego Anity poznanego podczas Ganpati. Ich religia i kultura to prawdziwe, starożytne skarby; niestety, oni coraz mniej to dostrzegają. Ten sam znajomy dał nam też książkę na temat rytuałów wykonywanych podczas różnych hinduistycznych świąt. Moja host mama bardzo się tym przejęła, jako że zdaje sobie sprawę z poziomu wiedzy jej rodziny na temat własnej religii i stwierdziła, że każdy powinien do tejże książki zajrzeć, codziennie przeczytać choćby fragment . Położyła ją więc w centralnym punkcie domu, na półce w jadalni. I leży tak tam sobie nietknięta; służące czasem zetrą z niej kurz. A właśnie. Najbardziej ogarniętymi w kwestii religii osobami w domu są Babcia i służące. To właśnie nikt inny tylko Usha znała dokładne imiona wszystkich posągów bogów w świątyni Mahalaxmi, do której kiedyś udałyśmy się z Krish.

Wiem ,że brzmi to jak jedno wielkie narzekanie, ale to pytanie nie daje mi spokoju: dlaczego oni są tak zafascynowani Ameryką? Jak ktoś ma tylko pieniądze, pierwszy cel jego wyprawy to USA (albo Dubaj), pomimo, że moja rodzina pracuje w przemyśle filmowym i z tego żyją od pokoleń, to jak z dumą przyznały moje host siostry „nie oglądają filmów hindi” (i bynajmniej nie dlatego, że są płytkie i głupie, nie – z radością zastępują to płytkością i głupotą Disney Channel) i nie słuchają indyjskiej muzyki. W życiu nie widziałam , by Nimone lub Krish z własnej woli ubrały indyjskie ubranie na co dzień. Rozmawiają tylko po angielsku. Wystosowano już opinię, że jestem bardziej indyjska od nich samych, ale dla mnie nie jest to wcale komplement, tylko tragedia.









*
bombajska przyroda.



*

Niedawno wybrałyśmy się z Gaby i Andy do Mani Bhavan - domu Gandhiego:

dokładnie!:)
rzeczy Gandhiego; jego kapcie, jego miska, szkoda tylko, że za szkłem.
legendarny balkon, na którym Mahatma głosił przemówienia do narodu...
...i ten sam balkon obecnie; z tą różnicą, że założono kratę, przeciwko gołębiom wlatującym do środka i wkręcającym się w wiatrak.
mala Gandhiego.
jego pokój, wszystko zachowane
dokładnie 2

zdjęcie stosu pogrzebowego Mahatmy


pistolet, którym go zabito.
list do Hitlera. Niesamowite.

:))
oto za co Go kocham;)
:O
historyczna chwila!




trochę plakatów
z Charlie Chaplinem
;)
zabawa w "znajdź Gandhiego"
Marjan w swoim świecie
!
:)))

'
Dalailama!
3 małpki
mój uluibiony zestaw



Polska! :D







*

Trochę zdjęć z dnia podczas którego postanowiłam pozwiedzać Churchgate:D


taaa jasne







*

Chciałabym czasem wniknąć w głowy rikszarzy i kierowców taksówek i zrozumieć, co oni sobie myślą w tych wszystkich dziwacznych sytuacjach, które mi się przytrafiają, i podczas których zawsze jestem zbyt osłupiała, by stosownie zareagować. No i wciąż nie znam hindi zbyt dobrze.

Sytuacja numer 1.

Osoby uczestniczące: Conor, Gaby , ja oraz rikszarz.

Miejsce: w pobliżu stacji kolejowej Khar za Bandrą

Godzina: około 19:30

Próbujemy złapać rikszę, jako że Navaratri dla Exchange students już się rozpoczęło, a nas wciąż jeszcze tam nie ma. W końcu jedna się zatrzymuje, wsiadamy. Rikszarz rusza, chociaż jeszcze nawet nie podaliśmy celu. Conor gorączkowo przeszukuje kieszenie, w końcu znajduje kartkę z adresem.

Czyta ją rikszarzowi, ale ten jakby nie usłyszał, mknie przed siebie żwawo i nawet nie odwrócił się by na nas spojrzeć. Pomyślałam, że może przez amerykański akcent Conora nic nie zrozumiał i wstydzi się przyznać. Więc ja przeczytałam to jeszcze raz, jednak reakcja (a raczej jej brak) była taka sama. Potem spróbowała Gaby. To samo. Conor poklepał go po ramieniu, próbując zwrócić na siebie uwagę, ale ten nic. Przemknęło mi przez głowę, że może jest głuchy, ale nie, właśnie się zatrzymał by uciąć sobie pogawędkę z kolegą. Następnie zniknął za pojazdem, coś zmienił w kole tak, że riksza podskoczyła a wraz z nią my, uderzając głowami o niski sufit. Wsiadł z powrotem i ruszył, wydając się bardzo skupiony na celu, którego przecież nie znał. Spojrzeliśmy po sobie. Wszystko wskazywało na porwanie.

W końcu Conor zaczął natrętnie machać rękami przed oczami rikszarza i krzyczeć, na co ten W KOŃCU łaskawie zareagował.

Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce i Conor przybił rikszarzowi piątkę. Nie mam jednak pojęcia, co on właściwie planował. Różne były opcje, Conor optymistycznie stwierdził, że na pewno chciał nas zabrać na riksza party (podobne są wyśmienite) .

Sytuacja numer 2

Osoby: ja i taksówkarz

Miejsce: Jaslok Hospital, Pedder Road

Godzina: 22:30

Ten sam dzień, tym razem samotnie wracałam ze stacji taksówką. Wszystko ładnie, pięknie, jedziemy sobie, zatrzymujemy się w pobliżu szpitala naprzeciwko mojego domu. Droga ze stacji Mahalaxmi do mojego domu to jakieś 10 minut i nie więcej niż 30 rupii (a to i tak cena przy korkach, w nocy ulice są w miarę puste).

- Kitne hai? –pytam.

- Ok. – odpowiada taksówkarz.

W porządku. Może po prostu mój akcent jest do bani.

- How much?

- Ok.

Hmm. No dobra. Facet jest zmęczony. Podaję mu 50 rupii i czekam na resztę.

Nic jednak się nie dzieje.

- Excuse me.. My change…

-Ok.

- But my money..

- Ok.

- No, it’s not ok! My money! – wkurzyłam się nie na żarty.

- Ok.

Próbowałam jeszcze tak z nim walczyć na różne sposoby: w moim łamanym hindi , po angielsku i na migi, ale dla faceta wszystko było ‘ok.’

W końcu się poddałam.

A co to właściwie miało być, pewnie nigdy się nie dowiem.



2 komentarze:

  1. hm a my w polsce dbamy o nasza przeciez nie taka krotka kulture??
    aleee fajnie! jakie tanie maja taksowki!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Thank you for sharing your wonderful blog. What do you think of my blog ? follow/comment. Stay blessed.

    OdpowiedzUsuń