sobota, 7 stycznia 2012

RYLA & RED

Zaraz po powrocie z Południa zmieniłam rodzinę. Teraz mieszkam z Marwarczykami, co oznacza, że pochodzą z Radżastanu. Daleko nie odeszłam, bo tylko na drugą stronę ulicy;)

Dwa dni po zmianie pojechałam na organizowaną przez jeden z klubów Rotary w Bombaju RYLĘ (Rotary Youth Leadership Awards) . Odbyła się ona w Igatpuri, małym miasteczku, 3 godziny drogi z Bombaju.
Już pierwszego wieczoru, od razu po przyjeździe, podzielono nas na kilkanaście grup i każda z grup miała lidera. W tych zespołach mieliśmy pracować razem już do końca wyjazdu. Dostawaliśmy przeróżne zadania i gry do zaliczenia . Niektóre były bardzo proste, niektóre wręcz przeciwnie... jak na przykład przechodzenie na linie między budynkami, albo schodzenie pionowo po ich ścianach (to chyba była najbardziej przerażająca rzecz dla mnie; kiedy musiałam postawić nogę na krawędzi zaczęłam krzyczeć, że czuję się, jakbym popełniała samobójstwo) . Co jednak dużo ważniejsze: poznałam mnóstwo świetnych ludzi! Specjalnie dobrano nas tak, że praktycznie nikogo się w swojej grupie nie znało (wszyscy exchange students byli rozdzieleni) . Podobnie, jeśli chodzi o pokoje. Na początku trochę się wkurzaliśmy, ale potem i tak wszyscy stwierdzili, że to była najlepsza decyzja. :) Gorszą stroną takiego stanu rzeczy był przykry fakt, że stanowiłam ogólną atrakcję; co czasem było śmieszne, czasem irytujące, a w jednym przypadku wyjątkowo dziwne: chłopak, o którego istnieniu nie miałam pojęcia, podczas zadania, które polegało na przedstawieniu swojej przyszłości w formie 'mapy myśli',wyznał mi miłość, pisząc moje imię na tymże plakacie.
Z exchange students pojechałam ja, Gaby, Andy, Lethicia, Lais, Bonnie i Conor; plus czworo ludzi z innego programu "Jamboree" (nie chce mi się wyjaśniać na czym to polegało, w każdym razie byli w Bombaju tylko na 5 tygodni) : Manuel ze Szwajcarii, Stephanie z Francji, Ricky z Australii i Manca ze Słowenii, która była z nami też na south trip. Wiadomo, trzymaliśmy się razem, ale jednak nie zawsze była okazja, tak więc chcąc nie chcąc zawieraliśmy nowe znajomości.
Co jeszcze ciekawe, codziennie serwowano nam jedzenie z innego rejonu Indii - był gujarat, południe i północ. Zapadł mi w pamięć południowy deser, który smakował i wyglądał zupełnie jak pasta do zębów...
W dwa ostatnie wieczory zorganizowano nam DJ night, tańczyliśmy całą noc, i wbrew pozorom było fajnie.;) Raz odbył się również pokaz mody, każdy dostał jakiś moralizatorski temat (moja grupa miała nastoletnie ciąże...) i mieliśmy w jakiś sposób to przedstawić, z udziałem jednego chłopaka i jednej dziewczyny. Jako że żadna z dziewczyn nie była zbyt chętna , mieliśmy dwóch chłopaków i zajęliśmy drugie miejsce.:)
RYLA trwała tylko trzy dni, zdążyłam jednak strasznie się rozchorować. Codziennie musieliśmy wstawać o 5 rano i być punktualnie na apelu, potem przed dwie godziny jakieś zadania, i dopiero potem śniadanie.. oprócz tego w nocy było potwornie zimno (znowu popełniłam ten sam błąd i nie wzięłam ze sobą bluzy..) Wróciłam do Bombaju potwornie chora i zmęczona, ale jednak, z wielu powodów, było warto!

Kolejną fajną rzeczą, która zajęła mi mnóstwo czasu i przygotowań i przez którą byłam wiecznie zajęta był RED - Rotary Environmental Destination , festiwal w którym brały udział wszystkie kluby Rotaractu w Bombaju (czyli jak można się domyślić dosyć duże wydarzenie) . Tak więc bawiłam się w modelkę na pokazie mody, zawarłam kolejne nowe znajomości; a z jedną dziewczyną, Gauri, bardzo się zaprzyjaźniłam i od tamtego czasu często się spotykamy:) Od rana do nocy przygotowywaliśmy się, obmyślając kostiumy i morderczo ćwicząc układ choreograficzny.
Jednak tuż przed pokazem wynikła dosyć śmieszna sytuacja; otóż prezydent Rotaractu z mojego collegu, Kunal, zawołał mnie do siebie, dosłownie 15 minut przed wyjściem na scenę. Właśnie ktoś mu przekazał, że niestety exchange students nie mogą brać udziału w konkursach. Jeśli ktoś by się zorientował, zostalibyśmy zdyskwalifikowani... plan był więc taki, bym udawała, że nazywam się Samina Jhahangi i jestem pół-Hinduską, pół-Iranką (to miałoby tłumaczyć jasną skórę i włosy..) , takie też dane podano na karcie zgłoszeniowej do konkursu. Nikt się nie zorientował, a my zajęliśmy drugie miejsce, tacyśmy sprytni.

zdjęcia:

3 komentarze:

  1. jej jak super! az tesknie za indiami choc nigdy tam nie bylam.. dobrze ze dalej piszesz bloga bo super sie czyta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Jamboree? Co w Indiach robią teraz uczestnicy Jamboree? Chyba że mówimy o dwóch różnych sprawach, bo Jamboree o którym myślę to międzynarodowy zlot skautów, który zresztą odwiedzałam tego roku w Szwecji... ; )

    OdpowiedzUsuń