wtorek, 9 sierpnia 2011

hindiworld




post ktory napisalam wczoraj wieczorem ale zapomnialam umiescic na szczescie zapisał się :


Mój czwarty dzień dobiega końca. Dopiero czwarty! Naprawdę mam wrażenie, że to moja druga rodzina i moja prawdziwa ojczyzna:)
Z językiem już dużo lepiej. Przyzwyczaiłam się już chyba do ich akcentu.

Wczoraj byłam razem z Krish na jej lekcji bharatanatyam, klasycznego indyjskiego tańca. Niesamowite! Zupełnie, kompletnie inne niż balet, który tańczyłam, inne ruchy, inna wymagana sylwetka. Byłam zachwycona. Całą lekcję tylko oglądałam. Potem nauczycielka pokazała mi parę ruchów i kazała powtórzyć. Powiedziała, że widać, że szybko załapię, pomimo, że nigdy tego nie tańczyłam, a moja niesamowita host siostrzyczka tańczy to już od kilku lat (a sama w piątek kończy 12). W każdym razie, od poniedziałku zaczynam:)

Dzisiaj byliśmy na pierwszych urodzinach bliźniaków, synów kuzynki mojej hostmamy. Jejuuu jakie cudne dzieci! było super, poznałam część rodziny, jadłam dobre jedzenie (specjalnie dla mnie przyszykowano mniej ostre, ale i tak jadłam to ostrzejsze)

Ogólnie, to cały czas się uczę, czytam, siedzę ze słownikami itd. Moja host mama kazała mi czytać po angielsku, i codziennie uczyć się słówek w marathi (język stanu Maharashtra w którym mieszkam) i hindi. We wrześniu zaczyna się college i do tego czasu postawiłam sobie za cel perfekcyjne opanowanie angielskiego (nie wiem czy tak się da, ale zawsze można spróbować)

Zaczęłam się przyzwyczajać do tej służby. Nie podoba mi się to, ale nic na to nie poradzę. Służąca wszędzie chodzi za nami, np. jak szłyśmy na lekcję tańca z Krish. Nie wiem po co - może żeby pilnować, żeby nic się nie stało? W końcu przejście na drugą stronę ulicy w Indiach to nie lada wyzwanie. Oczywiście, są pasy, sygnalizacja itd, ale kto by się tym przejmował? Wszyscy jeżdżą jak chcą, przechodnie chodzą, jak chcą - my np. bez skrupułów przechodziłyśmy środkiem jezdni na czerwonym świetle między jadącymi samochodami , i nie była to jakaś mała uliczka tylko centralne, szerokie pasmo jezdni blisko ronda. To, co w Polsce czy gdziekolwiek indziej w Europie byłoby karane mandatem (także trąbienie nonstop bez przerwy niewiadomopoco, tutaj jest po prostu stwierdzeniem: "cześć, jestem, jadę sobie") tutaj, w Indiach, jest codziennością. I to nie jest tak, że nie ma policji czy coś.Jest, stoi sobie i patrzy.
Właśnie Babcia (a właściwie: ajju [adźdźu ] )przyniosła mi banana.Prawdziwy, indyjski, nie transportowany owoc , wreeeeeszcieeee.
Moje plany na ten tydzień:
1. środa - zakupy z mamą (muszę kupić prezent dla Krish na urodziny i ciuchy dla siebie na Rakha Bandhan)
lekcja hindi
2. czwartek - wizyta na policji (replika karty bankomatowej na wypadek zgubienia), może spotkanie z Simonem , obiad z rodziną Yasha
3. piątek - pierwsze spotkanie z indyjskim Rotary (boje sie:( )
4. sobota - Rakha Bandhan!!!! czyli moje pierwsze indyjskie święto - podczas niego dziewczyny wiążą swoim braciom (a jak takich nie ma, jak w moim przypadku, to bliskim przyjaciołom , kuzynom) na ręku specjalny sznureczek i dają im słodycze (mam już przygotowane specjalne polskie z Ciuciu:D) a oni obiecują chronić je.
5. niedziela - znowu spotkanie w klubie, tym razem integracyjne ze wszystkimi exchange students z Bombaju

Dopiero zdałam sobie sprawę, w jak ważnej rodzinie mieszkam.. mój hostpradziadek (haha:D) był jednym z największych reżyserów indyjskich : http://en.wikipedia.org/wiki/V._Shantaram
moja rodzina ma własne studio filmowe i kino, i dzisiaj przy śniadaniu mama stwierdziła, że musi mnie tam zabrać, skoro tak kocham Bollywood:D

Codziennie rano budzę się i nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jestem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz