niedziela, 14 sierpnia 2011

Happy Independence Day

kraby na Marine Drive
Rakha Bandhan
mój Bombaj
slumsy
rozdawanie prezentów
rakha bandhan
widok z Marine Drive


W piątek byłam na moim pierwszym spotkaniu z Rotary. Miałam przedstawić się i opowiedzieć coś o sobie przed gromadą poważnych ludzi. Byłam zestresowana, ale kiedy w końcu usiadłam na swoje miejsce poczułam się duuużo pewniejsza siebie. Czasem trzeba sobie stawiać różne wyzwania i podejmować je.

W sobotę rano poszłam odwiedzić moją drugą hostrodzinę. Poznałam ich już na spotkaniu rotariańskim. Wydają się być bardzo miłymi ludźmi, no i wyluzowanymi, powiedzieli, że będę mogła chodzić gdzie tylko chcę, a moje hostsiostry już chcą mnie zabrać do klubu - jedna ma tyle lat co ja, druga jest rok starsza i studiuje chemię w Londynie. To będzie duża odmiana… na razie mam wrażenie, że nie mogą zupełnie nic (dzisiaj znowu odmówiono mi możliwości spotkania się ze znajomymi na Churchgate przy St. Xavier’s bo jest święto i szofer ma wolne a nie mogę jeździć sama taksówką – NIE WIEM CZEMU, ale Nimone też nie może :O przerażą mnie to nieco, naprawdę.. jak tak dalej pójdzie nie będę mieć żadnych przyjaciół – bo po prostu nie będę nikogo znała!)

W każdym razie, moja druga rodzina dużo pytała o Polskę, i jak zwykle padło standardowe pytanie, które zawsze wprawia mnie w konsternację:" jakimi językami mówicie?" Logiczna odpowiedź, że po polsku, nie zadowala ich: "no dobrze, ale jaki jest drugi?" Naprawdę , jest coś interesującego w narodzie w którym każdy, nawet najbiedniejszy obywatel posługuje się przynajmniej dwoma językami.

Od razu potem pojechałam do kina z Nimone i Yashem na "Aarakshan", bollywoodzki film z gwiazdorską obsadą. Poruszył jednak bardzo ważną sprawę: "aarakshan" znaczy w hindi "rezerwacja" i odnosi się do przyjętego w Indiach prawa o pierwszeństwie do nauki dzieciom wpływowych osób. Czyli, na przykład, jeśli do tego samego collegu o przyjęcie stara się biedny chłopak z slumsów i syn polityka o takiej samej liczbie zdobytych na egzaminie punktów, ten drugi zostanie przyjęty. Według mnie to skandal i powinno być wręcz odwrotnie. Sama widzę, jak żyje bogata młodzież w Indiach - nie musi nic, kompletnie nic, oprócz nauki. Nie muszą sprzątać, ścielić po sobie łóżka, nie muszą iść na autobus, a nawet dotknąć klamki , bo przecież od otwierania drzwi jest ktoś inny. I nie widzę żadnego powodu dla którego takie dzieci miałyby mieć ułatwione życie (poza tym pomijam znaczący fakt, że i tak wiele, jeśli nie większość, dostaje się do dobrych szkół dzięki łapówkom bogatych tatusiów). Za to te biedne dzieci, często ze slumsów, które dzięki ciężkiej pracy dostały się do szkoły, i które oprócz nauki mają na głowie cały dom - znowu są w cieniu tych bogatych, znowu są gorsze. To powinno się zmienić. Nie mam pojęcia, skąd taki pomysł, jak takie państwo jak Indie, świadome ogromnej dysproporcji i kontrastów napotykanych na każdym kroku może na to pozwalać.

Po filmie poszliśmy na spacer na Marine Drive. Przepiękne miejsce! Widać stamtąd miasto, pokryte mglistą poświatą, wielkie wieżowce, wszystko otoczone Morzem Arabskim.

Następnie wróciliśmy do domu taksówką, i to był ostatni raz jak widziałam się z Yashem - teraz jest już w Polsce:)

Wieczorem - Rakha Bandhan!! Święto, podczas którego siostry wiążą na nadgarstkach swoich braci, kuzynów lub bliskich przyjaciół rakhi - świętą nić symbolizującą ich więź. Oni błogosławią je i dają im prezenty.

Było super, cudownie i wspaniale, kolejna okazja do spotkania z tą dziką rodziną (wuj Vikob pobija wszystko!) , tym razem było około 30 osób. Strasznie fajni ludzie, tacy otwarci i zwariowani! No i pyszne jedzenie:D Na tę okazję wszyscy ubrali się w tradycyjne indyjskie stroje, jak widać na zamieszczonym zdjęciu.. wszyscy wyglądali przepięknie, moim zdaniem szczególnie Krish, i nie rozumiem, dlaczego na co dzień preferują dżinsy i t-shirty.

Wracaliśmy do domu około 12 w nocy, ale w centrum nie było ciemno - oświetlały je światła miasta, które nigdy nie zasypia. Kocham metropolie. Naprawdę, jest w nich coś wspaniałego, tyle rozegranych tu ludzkich historii, tyle emocji związanych z każdym miejscem. Poza tym dla mnie akurat Bombaj jest szczególnie ważny - symbol Indii, największy na świecie przemysł filmowy, no i "Maximum city", książka które uczyniła to miasto legendarnym w moich oczach.

W niedzielę z samego rana pojechałam na całodzienny orientation camp do Andheri, gangsterskiej dzielnicy Bombaju ;D gdzie poznałam innych exchange students. Jest nas w sumie 17.

Mieliśmy okazję dowiedzieć się wiele, zapytać o to, co nas męczy. Ja spytałam o służbę i natrętnych Hindusów, i spotkałam się z wielkim zrozumieniem , ze strony dziewczyn szczególnie jeśli chodzi o drugą kwestię - wszystkim nam przytrafiły się podobne rzeczy; a tu ktoś zrobił zdjęcie, a tu ktoś szarpnął za rękę, a tu zaproponował coś dziwnego.

W każdym razie, odpowiedź na pierwsze pytanie usatysfakcjonowała mnie : poradzili mi , żebym spojrzała na to z innej strony. Ze strony służby. Dla nich to jest szansa, to jest szansa dla ich dzieci - jeśli zarobią pieniądze, będą mogli się uczyć, lub ich dzieci będą miały taką możliwość. Nie ma innej opcji, w tym kraju jest zbyt dużo biednych ludzi, nie można im wszystkim zapewnić darmowej edukacji, a jeśli nawet, kto zajmie się wtedy ich schorowanymi rodzicami, dziadkami itd. To można ciągnąć w nieskończoność, dlatego część tych ludzi w ogóle się nie uczy. Jeśli rodziny takie jak moja nie będą ich zatrudniać, kto to zrobi? kto da im szansę zarobienia trochę pieniędzy? Byłam dzisiaj w slumsach z Rotary, z okazji Dnia Niepodległości. Rozdawaliśmy prezenty. Pierwszy raz widziałam taką biedę...wracając przejeżdżaliśmy obok miejsca, które wyglądało jak wysypisko śmieci, dopiero po chwili zauważyłam, że tam ktoś mieszka! część tego "osiedla" była zatopiona i zniszczona przez monsun. Jak tak można żyć? Jedyną szansą, pomocą, jest możliwość pracy, by potem się z tego wyrwać.

A teraz anegdota.

Jedziemy samochodem z moim counselorem i Anitą. Mówię, że planuję spotkać się z Simonem, więc oczywiście zaczynają się głupie teksty na temat „dating”. Mówię, że moja mama i tak wolałaby Francuza niż Hindusa. Na to mój counselor oburzył się wielce: „Hindus zawsze, zawsze będzie o ciebie dbał i zrobi dla ciebie wszystko. Hinduski mąż to najlepszy mąż!”

Pozdrawiam mamę :***

2 komentarze:

  1. Mama też pozdrawia i uprasza o więcej political correct :/

    OdpowiedzUsuń
  2. z jednej strony rok w Indiach brzmi jak bajka ale z drugiej ( jak tak czytam) to musi być cholernie ciężko!!

    OdpowiedzUsuń