piątek, 19 sierpnia 2011

Jai Hind


ekologiczna torba z Fabindii
.
...z Anna Hazare po drugiej stronie.
marsz Hazare
mój plan lekcji


Wczoraj pojechałam z Gaby na rozpoczęcie roku w collegu. Było strasznie dużo ludzi i było strasznie gorąco.
Wielka aula i doniosłe przemówienie, na temat: "jak to trudno się tu dostać i jak często ludzie są zmuszeni pożegnać się z tą szkołą". Przedstawiono nam wszystkich nauczycieli i dyrektorów poszczególnych departamentów. Potem poinstruowano, że po zakończeniu każdy wydział ma udać się na swoje piętro, gdzie rozwieszone są plany lekcji dla poszczególnych divisions. W naszym wydziale, Arts, zależnie od tego czy wybrało się filozofię czy logikę, było się przydzielanym do divisionu A lub B. Posłusznie tam poszłyśmy, ale tłum był zbyt wielki, postanowiłyśmy więc najpierw zrobić znaleźć miejsce, gdzie robią zdjęcia do ID (tak, Gaby też musiała przez to przejść, na szczęście darowano jej tortury pod tytułem "nie masz ucha") i wrócić po godzinie. Po drodze, na korytarzu, spotkałyśmy Andreę z Meksyku którą poznałam na orientation camp w niedzielę. Po powrocie i zdobyciu rozkładów zajęć Gaby spotkała swojego znajomego, który też był na wymianie i teraz uczy się na drugim roku w Jai Hind. Pomimo, że był w Brazylii, może też mówić po hiszpańsku, podobno tak jest - rozumiesz portugalski, zrozumiesz też hiszpański. Niestety nie działa to w drugą stronę. Poszłyśmy z nim na stołówkę.
Około 1 przyjechała po nas moja hostmama. Powiedziałyśmy jej, że nie załatwiłyśmy naszych ID, więc poszła z nami do gabinetu kogośtam na drugim piętrze, przed którym to stał ogromny tłum. Zabawne, w Indiach w każdym większym tłumie jest ktoś odpowiedzialny za jego kontrolę. Ktoś, kto popycha ludzi do tyłu, żeby zrobić miejsce wchodzącym, których to przepycha do przodu. Moja hostmama przemówiła do owego Koordynatora Tłumu w hindi, i pozwolił nam wejść do gabinetu poza kolejką. W środku urzędowała pani, ta sama, która straszyła nas na rozpoczęciu w auli. Powiedziała, żebyśmy przyszły w sobotę przed lekcjami, wypełnimy kilka papierów, dostaniemy nasze ID i wybierzemy drugi język. Teraz jest za dużo ludzi.
Okazało się, że ten dziki tłum przed drzwiami to ludzie, którzy nie dostali się za pierwszym razem i teraz ponownie składają podania, licząc, że może zwolniło się miejsce.
Potem pojechałyśmy na ... zakupy! Pierwszym punktem było Fashion Street, blisko collegu. Nabyłam tam dwie śliczne kurti, każda za 130 rupii (ok 11 zł). To jest właśnie jeden z największych uroków zakupów w Indiach - wszystko jest tanie. No, prawie wszystko. Potem pojechałyśmy do Fabindii, mojego ulubionego indyjskiego sklepu, z raczej ekskluzywnymi ubraniami, i nie mogłam się powstrzymać przed kupieniem pięknej kolorowej spódniczki za 950 rupii.. cóż, czasem można sobie pozwolić, poza tym w tym miesiącu właściwie nie tknęłam moich kieszonkowych. Następnie odwiozłyśmy Gaby i pojechałyśmy kupić mi jeansy. Smutna prawda, ale moje poprzednie są już na mnie.. za ciasne. To nie był żart z tym pulpetem, niestety.
Od razu po powrocie pobiegłam z Krish na hindi, gdzie przedyskutowałam z nauczycielką sprawę jaki język wziąć w collegu. Problem jest spory, btw, może ktoś ma jakiś pomysł?
Do wyboru jest hindi, marathi, gujarati, sindhi i francuski. Hindi, marathi i gujarati będą na zaawansowanym poziomie - literatura, poematy i tym podobne. Chciałam wziąć sindhi i w czwartek oznajmiłam to Nimone i Krish. Spojrzały na mnie jak na wariatkę po czym zawołały mamę: "słyszałaś? chce wziąć sindhi w collegu!" "Marianna, oszalałaś? nie ma opcji! nie pozwalam!" Do salonu wchodzi paa (hosttata) : "Co? Marianna chce się uczyć sindhi? nie, to bezsensu, no co ty.."
Przy kolacji powtarzam mój pomysł dziadkom. Babcia aż wstaje. Zaczyna się przekrzykiwanie i odciąganie mnie od tego pomysłu. Pytam: co wam zrobiło to sindhi? Mówią, że za trudne, że nikt nie zna tego języka i go nie używa, że jest nie-do-nauczenia.
Na hindi ta sama sytuacja. Moja nauczycielka, która twierdzi, że sanskryt to prosty język, aż zakrzyknęła na tę straszną wieść. W collegu spotkałam chłopaka, Sindha, który niestety nie mówi w tym języku bo... " sindhi jest za trudny". Szczerze mówiąc jestem zafascynowana. Wszyscy się boją sindhi. A ja kocham trudne, stare, nieużywane języki! Kiedy ktoś mówi, że jakiś język już wyszedł z użycia i nie ma sensu go się uczyć, dla mnie to ma właśnie tym większy sens... mam poczucie misji.
Wczoraj wpadłam jednak na inny pomysł. Jeśli dyrektorka zgodzi się na przyjęcie mnie do grupy hindi, pomimo jej zaawansowania, wezmę dodatkowe godziny hindi przynajmniej 3 razy w tygodniu przed szkołą i będę zakuwać zakuwać zakuwać.
Tak postanowiłam, zobaczymy co z tego wyjdzie...

*

Po wyjściu z budynku szkoły natknęłyśmy się na wielki pochód ludzi w białych czapeczkach. Zatrzymali się przy collegu, by śpiewać "Vande Mataram" i "Jai Hind"..Byli bardzo uprzejmi, zaproponowali żeby się przyłączyć. Był to marsz wspierający Anne Hazare, indyjskiego gandhystę domagającego się zaostrzenia ustawy antykorupcyjnej. Dziś rano w "The Times of India" przeczytałam, że właśnie tam, na Churchgate, zakończono marsz, który wyruszył wczesnym rankiem spod Chatrapati Shivaji Terminus.
Cały kraj żyje teraz tą sprawą. Hazare jest bohaterem pierwszych stron wszystkich gazet (a moja rodzina kupuje ich codziennie cały stosik). W piątek wyszedł z aresztu, do którego trafił z niewiadomych przyczyn i dziś rozpoczyna 15-dniowy strajk głodowy, na który rząd wyraził zgodę tylko dlatego, że istnieje zagrożenie wybuchu większej ilości protestów.

W moim mieście największą władzę sprawuje nacjonalistyczna partia Shiv Sena, ludzie publicznie nawołujący do nienawiści, często ci sami, który własnymi rękami podpalali muzułmanów podczas zamieszek w 1993 roku. Pomimo ujawnienia raportu Srikrishny, który zawierał konkretne nazwiska, w większości przypadków nawet nie rozpoczęto procesów. Tymczasem aresztowany jest niewinny człowiek, rozpoznany jako 'zagrożenie społeczne'.
Jak w takiej sytuacji można mówić o demokracji? Dlaczego zabrania się pokojowych protestów? Czyżby dlatego, że ujawniają prawdę..? Dlaczego nikt nie przejmuje się agresywnymi postulatami koalicji Sena-BJP?

Ach, kraj Gandhiego. Cóż za hipokryzja na każdym kroku.


2 komentarze:

  1. Kochan Moja, a napisz koniecznie, jakie są poglądy polityczne Twojej host rodziny w kwestii Hazare? Poszliby w tym marszu, czy wręcz przeciwnie?

    OdpowiedzUsuń
  2. raczej wszyscy wspierają, Anita na pewno, a Nimone twierdzi że w indiach nie ma korupcji i on tylko chce pokazać, że jest drugim gandhim.

    OdpowiedzUsuń